W czasie tegorocznej 60. Warszawskiej Jesieni nie opuszczała mnie myśl o jednej grupie słuchaczek i słuchaczy – wyspecjalizowanej publiczności spoza środowiskowej bańki, osobach o bogatym życiu kulturalnym, nie siedzących jednak po uszy w zawiłościach światka muzyki współczesnej. Ludziach ciekawych aktualnych tendencji w dziedzinie sztuki dźwięku, ale nieobeznanych ze śmiesznostkami i specyfiką środowiska kompozytorskiego. Czy stworzono dla nich komfortowe warunki odbioru? Czy osoby te czuły się na Warszawskiej Jesieni mile widziane? Czy raczej uczestnictwo w festiwalu jest dla nich wskakiwaniem do rozpędzonego pociągu, którego pasażerowie posługują się niezrozumiałym dialektem, nazwa najbliższej stacji niewiele mówi, a kontakt z mrukliwym konduktorem ogranicza się do skasowania biletu?
… Zapraszam do lektury całego tekstu na stronie Dwutygodnika: Kompozytorzy kompozytorom.